ŚWIATOPOGLĄD

Duchowość

Artykuły na temat duchowości

Motto: Nie samym chlebem człowiek żyje.

2008-08-19 Kałuski Bogusław
O czym myślę na pogrzebie?

Co jakiś czas ktoś do mnie telefonuje i mówi mi, że ma dla mnie smutną wiadomość. Mniej więcej trzy dni później zakładam najciemniejszy z moich garniturów i jadę na pogrzeb.
                          
Co jakiś czas umiera ktoś z rodziny lub znajomych. Do tego co jakiś czas czytam, że zmarł ktoś wybitny, a przynajmniej publicznie znany. (Tekst ten piszę w związku z pogrzebem B.N. 08.08.2008).

Na pogrzebach widuję sporo ludzi, wielokrotnie więcej niż na chrzcinach. Gdy się rodzimy, mamy przy sobie lekarzy, pielęgniarki, rodziców i czasem nieco większe grono małej rodziny. Gdy umieramy, znowu są lekarze i mała rodzina. Dopiero na pogrzebie schodzą się jednocześnie różni ludzie, którzy towarzyszyli nam w różnych dziedzinach i w różnych okresach naszego życia.

Niedawno zmarł Aleksander Sołżenicyn. Na ten temat napisało wielu dziennikarzy, ludzi sztuki, polityków i naukowców. Lektura tych tekstów dobrze poucza o naszych złożonych czasach.

Zacytuję kilka słów z artykułu Anne Applebaum: Siła Sołżenicyna
http://wyborcza.pl/1,75477,5556226,Applebaum__Sila_Solzenicyna.html

„W chwili jego śmierci liczy się jednak nie to, jakim człowiekiem Sołżenicyn był, ale co napisał. Łatwo zapomnieć w świecie, w którym dostęp do wiadomości jest natychmiastowy, a fotografie obiegają glob niemal w momencie ich zrobienia, jaka siła wciąż tkwi w słowie pisanym.”

Applebaum pisze w ten sposób, ponieważ Solzenicyn stał się „wielki”, gdy przez jego książki w całym świecie znane stały się sowieckie łagry, o których przedtem owszem były doniesienia, ale jakoś „się” te informacje nie rozpowszechniały. Później Solżenicyn ostro krytykował także Zachód i współczesną Rosję, aż w końcu niektórzy uznawali go za proroka bez związku z rzeczywistością.

Gdy jestem na pogrzebie ludzi, których znam, zastanawiam się nad moim spotkaniem z nimi w tym życiu. Z niektórymi z tych ludzi byłem dość blisko, a potem znowu dość daleko. Miewaliśmy wspólne myśli i wspólne działania, a potem nasze myśli i nasze metody na tyle się odróżniały, że dochodziło do rozstań. Jest jednak faktem, że ci ludzie są częścią mojej historii. Bez nich potoczyłaby się inaczej. Może lepiej, może gorzej. Nie chcę przyjmować postawy krytyka i mówić, co było dobre, a co złe. Zależy mi raczej na stwierdzeniu pewnej historycznej obecności. To tak, jak oglądać stare zdjęcia i zdecydować, że pójdą do publikacji bez retuszu. Ale nie chodzi mi tu o kronikarska notatkę. To byłoby niesprawiedliwe wobec wielu faktów, wobec miłości i wojen, które były naszym udziałem. Spotykaliśmy się i rozmawialiśmy, jedliśmy i piliśmy, śmialiśmy się i pocieszaliśmy się. Powstawały plany i były zmieniane.

Jaki jest dzisiejszy obraz tamtych czasów? To jest poważne pytanie. Przykładem docierania do obrazu jest renowacja i konserwowanie malowideł w starych kościołach. Okazuje się, że gdy zmyć z nich kurz wzbijany pod stopami wiernych oraz sadze świec, jakie powoli osiadały przez wiele lat, to malowidła te wyglądają inaczej niż do tego przywykło na co dzień nasze oko. Owszem, gdy się zastanowić, umysł domyśla się, że pod spodem wszystko jest inne, a jednak, gdy praca oczyszczenia zostaje dokonana, to następuje zdziwienie.

Obrazy w ogóle nigdy nie są, a przynajmniej nie wydają się takie same. Każdy ma inne spojrzenie, a także inną wiedzę. Gdy widzimy człowieka z ręka podniesioną do góry, to dla jednego widza jest to jedna z wielu póz, a dla drugiego, który rozpoznaje tam portret filozofa, jest to symbol jego filozofii, wskazującej na sprawy nieba.

Każdy z nas ma w swoim życiu wiele mniej lub bardziej uświadamianych celów. Kogokolwiek spotkaliśmy, ten ma jakiś wpływ na nasz sposób realizacji tych celów. Jedni nam „pomagają”, inni „przeszkadzają”. – Jeżeli możemy pomyśleć o naszym następnym życiu (tu czy gdzieś indziej, może w jakichś zaświatach – w zależności od tego, jaka mamy wizję wszechświata) to można się zastanowić, czy te cele warto będzie kontynuować i czy w tym samym składzie. Bo jaka nauka płynie z naszego dotychczasowego życia? I towarzystwa? Czy sami (z własnych tylko inicjatyw) doszlibyśmy do aktualnego miejsca i życiowej mądrości?

Nie da się rzeczowo pomyśleć, gdzie byśmy byli, gdyby nie towarzystwo tych konkretnych rodziców oraz tych konkretnych osób w naszym życiu. Można dywagować, ale są to rozważania podobne do teoretycznych bitew na stołach sztabowców. Stało się tak, jak się stało. Gdy jedne dzieci płakały, były przez matki brane na ręce – te matki spełniały swą rolę dobrze, bo prawidłowo reagowały na podstawowe oczekiwania dziecka, że ktoś się nimi bezradnymi zaopiekuje. Inne dzieci zapłakiwały się i spotykał je tylko uciszający krzyk – te matki nie spełniały swojej roli dobrze. Niektórzy politycy obiecywali realizację haseł i potem faktycznie brali się za ich urzeczywistnianie – ci spełniali społeczne oczekiwanie, że z grupy wyłoni się ktoś, kto będzie zwiększał porządek i dobrobyt. Inni wykrzykiwali populistyczne hasła, aby znaleźć poparcie wyborców w dążeniu do stanowiska, a potem robili coś innego – ci działali wbrew dobrym obyczajom, umowie społecznej i przykazaniom religijnym.

Myślę, że dobrze byłoby, aby na moim pogrzebie ludzie myśleli, że się na coś przydałem również w ich życiu. Wprawdzie nie jest to moim priorytetem, bo w tym swoim życiu, które zakończy się ludzką śmiercią, chciałbym zbliżyć się do boga, ale mam wrażenie, że przez dobre współżycie z innymi ludźmi, droga do boga się uprzyjemnia i może nie tyle skraca, co ułatwia.



na górę